Cześć,
Mam problem ze zrozumieniem Twoich intencji.
Szukasz czegoś do motywacji? A może być negatywna?
Nie chcę się bawić w podwórkowego psychologa, ale może jeszcze nie nadszedł dla Ciebie czas, by to wszystko zmienić?
Zbijanie dużej wagi to droga przez mękę. To piekło dbania o każdy detal, a tu orbiterek się kurzy, nawyków żywieniowych nie chcesz zmienić, coś się nie da... come on... Jakiś cudowny spalacz? Nie szkoda Ci pieniędzy? Po co Ci to? To tylko frustruje. Wydasz kasę, zbijesz 2 kilogramy i nic się nie zmieni. Po miesiącu wrócisz do wagi wyjściowej. Zbyt dobrze to znam.
Nie będę rzucał nazwami, bo to na tym etapie z taką motywacją to bez sensu. Trochę więc z mojego życia, że to nie o to chodzi:
Pierwsze 20 kg zrzuciłem ucinając cukier, pieczywo i inne gówno. Byłem w stanie robić jedynie spacery, ale byłem zdesperowany, więc spacerowałem.
Kolejne 10 wylewając siódme poty na treningach. No days off. Na tym etapie dodałem coś na regenerację, by w ogóle wstać rano po sesjach siłowych i aerobach.
A teraz stuknęło mi 40. I to jest moment dla mnie, by dorzucić spalacze, blokery kortyzolu i inne wspomagacze ale przynajmniej godzinę dziennie "tracę" na liczenie makroskładników każdego posiłku, planowanie na kilka dni do przodu, gotowanie, przygotowywanie i tabele w excelu, gdzie to podsumowuję. Każdy aspekt, każdą minutę każdy gram białka, tłuszczu, węgli i przede wszystkim - każdą wydaną złotówkę na suple, które mogą być cudowne, gdy wszystko inne jest cudowne.
Siedząca praca? Moja też jest. Co z tego? Są takie plastikowe pudełeczka. Gotujesz, zamykasz i grzecznie jesz co 3-4 godziny.
Powodzenia!